Zeby czas mogl byc wlasciwy,
wtedy gdy wlasnie mial byc.
Gdyby wtedy sie chcialo podzielic,
kiedy wszystko podzielilo nas.
Jesli ktos by nas wtedy zatrzymal,
tak daleko moglibysmy pojsc.
moja przestrzeń osobista
czwartek, 27 lutego 2014
poniedziałek, 17 lutego 2014
Klify w Kilkee
Klify Kilkee pierwszy raz zobaczyłam 9 lat temu i od tego czasu Moj zachwyt nie maleje. Położone w zachodniej części Irlandii w hrabstwie Clare, nie są bynajmniej najwyższymi w Irlandii ale za to zajmują najdłuższa cześć wybrzeża ,około 10 kilometrów. Klify te nie są tak sławne jak Klify Moher i często ignorowane przez odwiedzających te cześć wyspy turystów. Duży błąd ponieważ są o tysiąc razy bardziej interesujące, naturalne i przede wszystkim nie ma tu tłumów turystów Niesamowita przestrzen i bezkres oceanu sprawia ze naprawde możemy tu złapać oddech i odnaleźć upragniony spokój. Klify można zwiedzać na dwa sposoby.Pieszo, tak zwana Clif walk, która rozpoczyna sie w turystycznym miasteczku Kilkee. Od nas zależy jaki dystans wybierzemy. Moj rekord jak do tej pory to około 15 kilometrów pieszo w upalny dzien i nie sadze bym ten wyczyn powtorzyla. Dla tych którzy wola poruszać sie na kółkach polecam rower lub auto. Po drodze jest mnóstwo miejsc w których można sie zatrzymać i podziwiać widoki. Oczywiście najlepiej wybrać słoneczny dzien na wycieczkę, ale Klify robią wrażenie o każdej porze roku, a oglądanie oceanu podczas sztormu jest niezwykle widowiskowe. Szczerze polecam wszystkim ten poszarpany przez ocean koniec świata, ja mam to szczęście miec go w zasięgu ręki.
sobota, 2 listopada 2013
Oczekiwanie
Miękkie mgły na ziemie opadły,
Srebrne łzy rosy na polanie.
Za czarnymi, kocimi grzbietami,
Poranek nieśmiało się skrada.
Z kubkiem kawy w ręku czekam,
Wpatrzona w nitki szlaków.
Może któryś z nich ciebie przyniesie,
Jeśli drogi pomylisz przypadkiem.
Nie wiem ile poranków minęło,
Drzewa zdradzają udrękę czekania.
Złote liście straciły nadzieje,
Zwinięte w kłębek powoli zdychają.
Ty co podobno zasiadasz na górze,
I życie nasze jak puzzle układasz.
Jeśli nadziei przynieść nie potrafisz,
Pozwól mi chociaż zrozumieć.
Srebrne łzy rosy na polanie.
Za czarnymi, kocimi grzbietami,
Poranek nieśmiało się skrada.
Z kubkiem kawy w ręku czekam,
Wpatrzona w nitki szlaków.
Może któryś z nich ciebie przyniesie,
Jeśli drogi pomylisz przypadkiem.
Nie wiem ile poranków minęło,
Drzewa zdradzają udrękę czekania.
Złote liście straciły nadzieje,
Zwinięte w kłębek powoli zdychają.
Ty co podobno zasiadasz na górze,
I życie nasze jak puzzle układasz.
Jeśli nadziei przynieść nie potrafisz,
Pozwól mi chociaż zrozumieć.
środa, 16 października 2013
Wroclove
Kocham Wroclaw.Nieustannie. Za to ze mieszkaja tam normalni ludzie, za to ze zawsze zachwyca mnie czyms nowym, za to ze co roku wita mnie zlota jesienia.Odkrylam kolejne piekne miejsce, ktore od dzis bedzie moim ulubionym. Ogrod Japonski absolutnie mnie oczarowal. Chyba niedziela nie jest najlepszym dniem na wycieczke w to miejsce, bylo sporo ludzi, ale mimo to mozna tam zlapac oddech. Ksiazka, ipod i wygrzewanie pyszczka na pomoscie.Po prostu mniam! Bede tam wracac. Przy okazji krotkiego wypadu odkrylam tez inne miejsce. Kino Nowe Horyzonty, polecam szczerze wszystkim. Polaczenie kina studyjnego z multiplexem. Przestronne, nowoczesne sale. z mega wygodnymi fotelami, niebanalne wnetrza i ambitny repertuar.W kinie dodatkowo kafejka serwujaca dobre, zdrowe przekaski. Nie ma zestawow popcorn i cola. Kino jest niedaleko Placu Solnego, wiec dojscie zajmuje 5 minut. Koniecznie odwiedzcie to miejsce.
A tu kilka obrazkow z jesiennego ogrodu.
A tu kilka obrazkow z jesiennego ogrodu.
poniedziałek, 14 października 2013
Magda, Milosc i rak
“Często myślę:
Dobrze że mnie to spotkało. Rak wiele mi odebrał, ale też dał mi siłę, zgubiłam
większość lęków. Uporządkowałam siebie, swoje emocje, niezałatwione sprawy z
przeszłości, uporałam się ze śmiercią rodziców. Gdyby nie rak, nie
przezywałabym życia tak w pełni. Bo jesteśmy tu tylko przez chwile. Wszyscy
jesteśmy przechodniami.”
Magda Prokopowicz
miała 27 lat gdy wykryła w piersi mały guzek. Badania potwierdziły, rak
obustronny piersi, najwyższej złośliwości. To był wyrok. Niewiele lekarzy
chciało się podjąć leczenia, dawali jej minimum szans. Magdy rodzice zmarli na
raka, z ich śmiercią jeszcze nie zdążyła się pogodzić, a tymczasem przyszło jej
się zmierzyć z własną. Lekarze zalecili obustronna mastektomię, co nie dawało
absolutnie żadnych szans na wyzdrowienie, jedynie na uzyskanie kilku
dodatkowych miesięcy życia. Magda podjęła walkę z rakiem i wygrała życie.
Odeszła dopiero osiem lat później.
Pierwszy raz
zobaczyłam Magdę podczas kampanii fundacji Rack ‘n Roll, którą założyła. Kampanię oparto na haśle: “Zbieramy na cycki, nowe
fryzury i dragi”. To był
zdecydowany przełom, bo do tej pory rak był tematem tabu, kojarzył się nam
głownie ze starszymi ludźmi, pogodzonymi z choroba i zbliżającym się końcem
życia. O raku mówiło się tylko poważnie i ze smutkiem, a jedyną rzeczą, jakiej
potrzebowali chorzy, to leki lub wsparcie finansowe dalszego leczenia.
Dziewczyny pokazały, że rak to nie wyrok,
ze trzeba próbować z nim walczyć, że trzeba cieszyć się każdym dniem. Pokazały,
że rak dotyka również młode, pełne życia i energii osoby, które - tak jak inni
ludzie - nadal mają marzenia, plany na przyszłość. Ich potrzeby nie ograniczają
się jedynie do zakupu leków - chcą nosić
piękne sukienki, podróżować, kochać i być kochanym, żyć pełnią życia. Nie
zastanawiają się czy to ze rak stal się częścią ich życia jest sprawiedliwe -
pokazują nam, że to nie ma znaczenia. Ważne, żeby wykorzystać jak najpełniej
czas, jaki im pozostał. Magda uczyła nas dostrzegać piękno drobnych,
otaczających nas rzeczy, cieszyć się słońcem, śniegiem, śpiewem ptaków,
uśmiechem dziecka. Codziennie przesyłała mnóstwo dobrej energii, powtarzała “łeb do słońca ” i “never
give up”! Zawsze mówiła, że sens życia tkwi w uważności.
Kilka dni temu
przeczytałam książkę Aliny Mrowińskiej “Magda, miłość i rak”. Ponieważ jakiś
czas temu śledziłam bloga , który Magda prowadziła od czasu diagnozy aż do śmierci, spodziewałam się, że książka
będzie niczym innym, jak zbiorem wpisów z bloga. Tak jak było to, miedzy
innymi, w przypadku tragicznie zmarłej Kingi Choszcz. Jednak książka zaskoczyła
mnie, po raz kolejny pokazując jak niezwykłą osobą była Magda. To nie jest
książka o śmierci, to książka o woli życia, walce z chorobą i własnymi słabościami,
o nadziei, marzeniach, wielkiej miłości i cudach, które jednak się zdarzają.
Książka jest napisana uczciwie i przejmująco szczerze. Autorka nie wystawia
pomnika Magdzie - ona tego nie potrzebuje.Pierwsza cześć to wywiad, który
Alicja przeprowadziła podczas kręcenia materiału do dokumentu o Magdzie.
Czytając to nie ma wątpliwości, że tak
naprawdę jest to rozmowa dwóch przyjaciółek. Zaufanie i szczerość bije z tej
rozmowy. Nie ma patosu, taniej sensacji, są uczucia, ludzkie słabości. Magda,
kiedy już czuła, że jest z nią źle,
napisała do Alicji: “Niech ta książka nie będzie jedną z wielu. Ona ma
dać ludziom silę i nadzieję - nie tylko chorym na raka, ale wszystkim, którzy
zmagają się z problemami, którym ciężko jest żyć.” Magda do końca myślała o innych. Pozostawiła
po sobie niesamowitą
dobroć, nadzieję i siłę.
Magda dzieliła
się na blogu wszystkim - radością, smutkiem, strachem.Nie bała się pokazać prawdziwego
oblicza choroby. Utrata włosów była dla niej ciężkim doświadczeniem , w jej
mniemaniu częściowa utrata kobiecości. Zwalczyła w sobie tę myśl, również
dzięki wsparciu wspaniałego męża. Często pokazywała się bez peruki,
udowodniła, że brak włosów nie czyni jej mniej atrakcyjną, mniej kobiecą. Magda była
dowodem na to, że cuda się zdarzają, choć ja bardziej wierzę, że to za sprawą
karmy, że dobro jakie wysyłamy w świat wraca
do nas. Magda podczas swojej choroby spotkała miłość swojego życia i wbrew
wszystkiemu - została matką. Leon urodził się zdrowy, dając jej jeszcze większa
siłę do walki. Jako matka nie potrafię wyobrazić sobie tego co czuła, gdy
uczyła swoje dziecko świata na zapas, mając świadomość, że nie będzie z nim na
zawsze. Nie wyobrażam sobie jak można
przygotować własne dziecko na swoje
odejście. Jak wiele siły i miłości trzeba w to włożyć.
Magda każdego dnia swoją postawą dawała siłę setkom chorych, którzy
śledzili jej bloga. Zawsze powtarzała: “Mam absolutnie wszystko, jestem
szczęśliwa”. Walczyła do końca i - choć odeszła -
wygrała życie.
Największym
zaskoczeniem w książce była cześć poświęcona
na wywiad z Bartkiem Prokopowiczem, mężem i największa miłością Magdy.
Wywiad jest tak boleśnie szczery, że część czytelników może poczuć się
dotkniętymi czytając go. Pamiętam jak
jakiś czas po śmierci Magdy, pojawiła się informacja, że Bartek spotyka się z
kimś. Oburzenie ludzi było ogromne. Bardzo łatwo jest oceniać ludzi, nie znając
nawet fragmentu ich historii. Bartek był największą miłością Magdy, kochała go
i ufała mu bezgranicznie. Bartek pozostał przy Magdzie do samego końca, choć
ich ostatnie wspólne
lata nie były sielanka. Oddalili się od siebie. Przeszli bardzo ciężką
próbę. Walka z rakiem nie była walką Magdy,
tylko ich obojga. Wiele kochających się par
potrafią poróżnić choćby kłopoty finansowe, wierzę więc ,że zmaganie się z taką
chorobą było dla nich obojga bardzo ciężkie. Mówi się że partner osoby
przewlekle chorej jest jak partner alkoholika - jest współuzależniony.
Przestaje myśleć o tym co jest dla niego dobre, wszystko skupia się na osobie
chorej. Takie podejście na dłuższą metę jest strasznie wyczerpujące. Na
pytanie, co czuł po śmierci Magdy, Bartek nie bał się odpowiedzieć szczerze:
“Najpierw odetchnąłem. Każdy, kto długo żył z osobą przewlekle chorą, jeśli
jest szczery i ma dostęp do emocji, powie, że najpierw czuje się ulgę. Bylem
potwornie zmęczony i wypalony”. Niewiele osób miałoby odwagę na takie słowa. W
książce Bartek wspomina rożne etapy związku. Cudowne początki ich miłości,
kiedy oboje wierzyli, że ich uczucie pokona chorobę. Narodziny Leona,
nieostającą walkę Magdy, czas w którym oddalili się od siebie. Magda wówczas
miała jeden cel, wygrać z chorobą, a Bartek nie potrafił jej zrozumieć, czul
się niepotrzebny. W wywiadzie nie wstydzi się mówić o swoich uczuciach, o
złości, zmęczeniu, samotności, strachu. Czytając to zrozumiałam dlaczego Magda
pokochała tego człowieka. Był z nią do końca, tylko jemu ufała naprawdę. Bartek
sprawił, że odeszła w spokoju, pogodzona, ponieważ wiedziała, że Bartek wychowa
Leona na dobrego człowieka i że nigdy nie pozwoli zapomnieć mu o mamie.
Książka jest wzruszająca, ale przede wszystkim niesie sile i
nadzieje. To książka, którą powinien przeczytać każdy kto zmaga się z chorobą -
swoją lub bliskich . Jest to również książka
dla ludzi zdrowych, żeby przypomnieć im, jak
kruche jest życie i jak bardzo powinniśmy cieszyć się każdą jego chwilą. W książce Magda
przywołuje cytat Ralpha Emersona:” Róże pod moim oknem nie maja żadnego związku
z tymi, które przekwitły, ani z tymi które zakwitną po nich. Są, jakie są. Żyją
dziś z bogiem. Dla nich czas nie istnieje. Róża po prostu jest doskonała w
każdej chwili swojego istnienia. Człowiek zaś wybiega w przyszłość albo
wspomina. Nie żyje teraźniejszością lecz z oczyma zwróconymi poza siebie
opłakuje przeszłość lub nie bacząc na bogactwa, które go otaczają, staje na
palcach by dojrzeć przyszłość. Nie może być szczęśliwy i silny, jeżeli nie żyje
w zgodzie z chwilą obecną”.
korekta A. Bitner
niedziela, 13 października 2013
Wyspy Aran
Dzisiaj ignoruje calkowicie pogode za oknem i przenosze sie na sloneczne costa de la Aran, czyli na wyspy Aran.To bez watpienia najpiekniejsze miejsce w calej irlandii o czym swiadcza coroczne tlumy odwiedzajace te wyspy. Mimo popularnosci,wyspy nie przypominaja promenady w Miedzyzdrojach , mozna znalezc mnostwo pieknych, bezludnych miejsc, gdzie slychac tylko szum oceanu. W sklad tego malego archipelagu wchodza trzy wysepki Inishmore, Inishmaan i Inisheer, polozone w zatoce Galway, z czego jedna, najmniejsza nalezy do Hrabstwa Clare. Wyspy zbudowane sa z wpieni, rozslinnosc jest tam niewielka, a prawie cala powierzchnie pokrywaja labirynty zbudowane z kmieni. Na wyspy mozna sie dostac droga wodna i powietrzna, wyspy maja swoje male linie lotnicze Air Aran, skladajace sie z kilku malych avionetek. Po wyspach mozna sie poruszac pieszo lub wypozyczyc rower. Tylko mieszkancy wyspy moga poruszac sie po nich samochodami, a to i tak od niedawna. W czasie zimy wyspy sa prawie bezludne, turysci raczej pojawiaja sie tu rzadko. Klimat zima jest tu bardzo surowy i pokonanie oceanu w czasie sztormu nie nalezy do przyjemnosci.
Wyspy Aran to jedno z niewielu miejsc w Irlandii gdzie jezyk Irlandzki pozostal zywy, mieszkancy posluguja sie nim na codzien, pielegnujac irlandzka tradycje, takie miejsca nazywane sa Gaeltacht.
Wyspy zachwycaja krajobrazem, skalistymi brzegami, turkusowa woda i pieknymi piaszczystymi plazami. Przy dobrej pogodzie jest to zdecydowanie jedno z piekniejszych miejsc w Irlandii.
Wyspy Aran to jedno z niewielu miejsc w Irlandii gdzie jezyk Irlandzki pozostal zywy, mieszkancy posluguja sie nim na codzien, pielegnujac irlandzka tradycje, takie miejsca nazywane sa Gaeltacht.
Wyspy zachwycaja krajobrazem, skalistymi brzegami, turkusowa woda i pieknymi piaszczystymi plazami. Przy dobrej pogodzie jest to zdecydowanie jedno z piekniejszych miejsc w Irlandii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)