piątek, 20 września 2013

Let's talk about sex

Kilka dni temu zupełnie przypadkowo wdałam się w interesującą dyskusję na temat seksu z moim znajomym. Zaczęło sie od tego, że ów kolega stwierdził, iż wszystkie problemy w relacjach męsko-damskich biorą sie z tego, że kobiety nie lubią seksu. Byłam tak zaskoczona tym co powiedział, że w pierwszej kolejności oberwało mu się za to, że ukazuje kobietę jako jedyną stronę konfliktu, winną całemu nieszczęściu. No bo jak to, przecież to kompletna bzdura. Kobiety lubią seks, ja lubię seks! Dalsza rozmowa była walką na argumenty, gdzie od początku było wiadomo, że nikt nie wygra i nikt nie zdoła przekonać drugiej strony. Późnym wieczorem tego dnia zaczęłam się nad tym problemem zastanawiać. Dlaczego mężczyźni tak nas odbierają? Czy faktycznie nie lubimy seksu? Czy to, że nie myślimy o seksie tak często jak mężczyźni znaczy, że mniej go potrzebujemy, słabiej doceniamy? A może myślimy o nim jednakowo często, tylko nie potrafimy o tym mówić? No właśnie, czy kobiety potrafią rozmawiać o seksie? Czy potrafimy szczerze rozmawiać o naszych seksualnych potrzebach z partnerem, czy tylko z przyjaciółką po kilku likierkach zwłaszcza ? I przede wszystkim, czy o seksie w ogóle powinno sie rozmawiać? Czy nie jest przypadkiem tak, że jeśli między dwojgiem ludzi jest “chemia“, to powinno się to dziać naturalnie, intuicyjnie?
Zrobiłam wywiad wśród znajomych kobiet i prawie każda odpowiedziała identycznie. Kobiety lubią seks. Ba, kobiety uwielbiają seks! Ale niestety, większość mężczyzn nie ma zielonego pojęcia, czego pragną kobiety. Czyli jak zwykle wszystko sprowadza się do tego, że kobiety i mężczyźni są po prostu z dwóch innych planet. Kobiece pożądanie rodzi się w głowie, a męskie w penisie. Ale kto w tej sytuacji jest winny? Zacznijmy może od tego, że kiedyś kobietom nie wypadało nawet myśleć o seksie a co dopiero o nim mówić. I myślę, że część z nas dalej tak uważa, bo tak po prostu zostałyśmy wychowane. I absolutnie nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że jesteśmy zadowolone z tego, co dostajemy lub nie dostajemy od naszych partnerów. Ale co z resztą kobiet, które ciągle narzekają, że ich życie seksualne jest dalekie od tego, jakie chciałyby mieć. Czy zamiast narzekać, nie lepiej jest po prostu powiedzieć? Facet ma prawo nie wiedzieć, bo po pierwsze: nie ma zdolności czytania w myślach, po drugie: każda kobieta ma inne potrzeby, a po trzecie: my naprawdę jesteśmy mistrzyniami wysyłania sprzecznych sygnałów i mężczyźni nie zawsze potrafią je właściwie odczytać. Oczywiście pomijam mężczyzn, którzy idą do łóżka jedynie po to, żeby sprawić przyjemność sobie, bo tacy już są kompletnie niereformowalni i nawet jeśli napiszesz mu markerem na ścianie, czego oczekujesz, on i tak nie zrozumie. Ale większość mężczyzn zdaje sobie sprawę z tego, ze jeśli partnerka czuje się usatysfakcjonowana, to będzie miała ochotę się zrewanżować. Jakkolwiek jednak partner by się nie starał, czasem po prostu nie trafia. Więc, czy nie łatwiej jest po prostu powiedzieć ? Nawet jeśli jest to dla nas krępujące, to może jednak lepiej jest chlapnąć sobie setę na odwagę tuż przed randką, niż przez następne lata udawać orgazm. Przecież jesteśmy w tym doskonałe, tylko… po co? Partner jest w siódmym niebie, spełniony podwójnie, bo wydaje mu się, że właśnie wysłał nas na orbitę rozkoszy , a my leżymy i myślimy sobie o hydrauliku bez głowy (tak, tak bez głowy, taki piękny i opalony, szalenie męski-pamiętacie fantazje Kaśki z serialu “Kasia i Tomek“?) i o tym, co by z nami fantastycznego zrobił. Prawda?
 Kiedyś, podczas którejś z kolei babskiej imprezy, mocno polewanej, bawiłyśmy sie w kalambury. Musiałyśmy przedstawić za pomocą gestów swoje seksualne , najskrytsze fantazje. I o rety gdyby jakiś mężczyzna mógł to zobaczyć, pewnie by się totalnie poddał. Każda z kobiet przedstawiła inny, skrajnie różny obraz. Od seksu pod palmą na gorącym piasku, z wydepilowanym, pokrytym olejkiem mięśniakiem (wersja romantico), po nieogolonego, spoconego oprycha z tatuażami , bez jedynki na przedzie, ciągnącego za włosy i chlastającego po pupie (wersja perwerso). I bądź tu człowieku mądry. Mężczyźni myślą, że kobiety w łóżku oczekują jedynie czułości. Owszem, ale lubimy też odrobinę pikanterii, szaleństwa, żeby nas ktoś wytarmosił. Naturalnie nie mówię o wspólnym pierwszym razie, gdzie zazwyczaj jest ogólna porażka. Ale z czasem, kiedy poznajmy się coraz lepiej, potrafimy mówić o wszystkim, dlaczego ignorujemy coś, co umówmy się, jest bardzo istotną częścią każdego związku. Seks to nie praca, nie może być przymusowa, ma sprawiać przyjemność. Dlatego warto o tym mówić. Na początku każdego związku jest dobrze, motyle w brzuchu robią swoje, w łóżku mamy fajerwerki. Ale z czasem trzeba trochę dorzucić do pieca, dodać odrobinę pieprzu, żeby utrzymać temperaturę w sypialni. Oczywiście każda kobieta potrzebuje czegoś innego, ale myślę że wszystkie zgodzimy się z jedną rzeczą. Panowie kobiety nie lubią “Rabbit sex” , chcecie się masturbować, proszę bardzo, tylko błagam nie traktujcie kobiet jako substytutu własnej ręki. To nie jest fajne i to że kobieta w takim momencie krzyczy, bynajmniej nie oznacza, że właśnie przeżywa największą rozkosz, to raczej wołanie o pomoc.
Jakiś czas temu przeczytałam całą trylogię o Panu Grey’u. Tak całą, ale chyba tylko dlatego że lubię czytać i lubię książki które mają minimum 500 stron. Pomijam, że książka jest przereklamowana, stylistycznie straszna, w pewnym momencie nawet nudna. I nie historia bohaterów jest nudna, ale opis scen łóżkowych. Na początku jest nawet ciekawie, ale ile opisów scen łóżkowych można przeczytać, zwłaszcza że niewiele się od siebie różnią. Książka ta to nic innego jak tani romans z dobrym PR-em. Ale nie w tym rzecz. Książka odniosła sukces. Dlaczego? Bo miliony kobiet na świecie woli czytać z wypiekami na twarzy o ludziach, którzy mają bogate życie seksualne, niż sprawić, że ich własne będzie równie dobre. Myślę, że autorka książki doskonale wiedziała co robi, książka nie jest ostra, jak ją reklamowano, ale dla większości kobiet i takie doświadczenia są nieosiągalne. Z drugiej strony, choć miałam niedosyt nie jestem pewna czy chciałabym czytać ostrzejsza wersję bo to po prostu nie moje klimaty. Nie mniej jednak, nigdy nie krytykuje czegoś dopóki tego nie sprawdzę, a szczerze przyznam, niektóre fragmenty były nawet inspirujące. Przeczytałam niedawno, że po publikacji trylogii E. L. James, liczba kobiet odwiedzających Sex Shop wzrosła. Zadzwoniłam do jednego ze sprzedawców sklepu z “gadżetami”, żeby zapytać, co najchętniej kupują współczesne kobiety. Okazuje się, że wszystko, co ma sprawić mężczyźnie radość i uczynić je najlepszymi na świecie kochankami. Świetnie, to dobry krok. Ale może by tak zacząć od siebie, od tego, co nam sprawia przyjemność? Ja po przeczytaniu książki zapragnęłam ponad wszystko kulek Gejszy. Z powodów zdrowotnych naturalnie. Dobrze więc że takie książki powstają, może spowodują że niektóre kobiety bardziej się otworzą ,będą potrafiły mówić o swoich pragnieniach, co sprawi że ich życie seksualne będzie dużo lepsze.
Panom zaś polecam zgłębianie wiedzy na temat kobiecych potrzeb z lektur innych niż CKM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz