wtorek, 10 września 2013

11 minut

Posłuchaj... Była sobie kiedyś dziewczynka, która nie potrafiła odnaleźć niczego, co łączyłoby ją ze światem jaki ją otaczał. Uciekała więc w marzenia, które śniła codziennie, gdy mama gasiła światło. W snach nie musiała się bać, że ktoś dostrzeże jej inność. Postacie, które sobie wymarzyła potrafiły czytać w jej myślach i mówiły tym samym językiem. Kiedy zamykała oczy, przestawała słyszeć krzyki jakie rozsadzały jej głowę. Po ziemi, zamiast węży pełzały konwalie. Kiedy dorosła, coraz ciężej było jej wydostać się ze świata marzeń na zewnątrz i nie potrafiła już dostrzec nic, co byłoby warte powrotów. Mijając lustra, nie rozpoznawała swojego odbicia, bo w świecie realnym nigdy nie była naprawdę. Pewnego dnia wymarzyła sobie jego. I przyszedł. Miał oczy mądre i dobre. Uwierzyła mu. Z każdym słowem stawał się jej coraz bliższy, jakby urodził się z kawałka jej ciała. Sprawił, że przestała uciekać w marzenia i po raz pierwszy uwierzyła, że gdzieś należy. Nie potrafiła jednak powstrzymać strachu przed tym, że może go stracić. Zatruwała każdy dzień myślą, że kiedyś będzie na tyle słaba, że uwierzy ludziom, którzy mówią, że on nie istnieje, że wyśniła go sobie tylko. I poddała się. Nie chciała, by zobaczył obłęd w jej oczach. Słyszał jak ludzie drwią z niej i nazywają wariatką. Za wszelką cenę chciała powrócić do swojego snu. Snu bezpiecznego i pięknego. Pewnej nocy położyła sie do łóżka, przyłożyła poduszkę do twarzy i wstrzymała oddech na 11 minut. Te 11 minut wystarczyło, by zatrzasnąć bramę.

2008

Dla Bernadette

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz