Sen znowu nie przychodzi,
choc butelka juz pusta.
W glowie listow miliony,
nigdy ich nie wysle.
Na prozno sie modlic,
Panie gluchys na prosby.
Zegar rownie bezduszny,
wzdycha-czwarta nad ranem.
A ty gdzies za oceanem,
nad kawa dzien kolejny przeklinasz.
Przez chwile myslisz, moze trzeba inaczej?
Karte codziennosci odbijasz.
I tak od lat, ja tu, ty gdzies.
Obcy, zagubieni, zaciskamy zeby.
I odwagi brak ciagle by skrzydla posklejac,
poszybowac ponad tym co wypowiedziane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz