Pamiętam
czasy, kiedy nie było telefonów komórkowych. Ba, pamiętam czasy, kiedy nawet
nie każdy posiadał telefon w domu. Mieszkaliśmy niedaleko zajezdni tramwajowej
i tam właśnie znajdował sie dyżurny telefon dzielnicy Niebuszewo. Biegałam tam
z pięćdziesięciogroszówką żeby zadzwonić do przyjaciółki, która mieszkała w części
miasta, gdzie telefonia juz dotarła. Miałyśmy tylko trzy minuty rozmowy, bo
potem trzeba było poświęcić kolejna monetę. Trzy minuty to oczywiście było
strasznie mało i wystarczało na to tylko, by ustalić miejsce spotkania. Widziałyśmy
się codziennie, a zawsze miałyśmy poczucie, ze mamy za mało czasu na rozmowę.
Dzisiaj obserwuję ludzi - znajomych, nieznajomych - i widzę, że trzy minuty to
w większości maksymalna ilość czasu, jaką poświęcamy sobie nawzajem. I co
gorsze, nie jest to ani rozmowa przy szybkiej kawie, ani rozmowa przez telefon,
tylko w większości przypadków kilka szybkich słów przez internetowy
komunikator, lub “zalajkowanie” statusu znajomego na fejsbuku. No bo przecież skoro jest “online” i importuje ładne zdjęcia
z wakacji, to znaczy, że wszystko w porządku. Widzimy i wiemy tyle, ile chcemy
wiedzieć lub na ile pozwalają nam bliscy. Prawdziwe życie, emocje, dramaty
chowamy w domu za monitorami laptopów, smartfonów, tabletów. Tak skrupulatnie,
że w pewnym momencie sami wierzymy w to, co mówią o nas puste obrazy i słowa.
Dostęp do wszystkich nowości technicznych na pewno ułatwia nam życie. Ale czy
jednocześnie nie upośledza kontaktów międzyludzkich? Dzięki naszym
inteligentnym telefonom, jesteśmy dostępni 24 h, można do nas zadzwonić, wysłać
nam mail lub sprawdzić gdzie i co obecnie robimy. Ale czy faktycznie jesteśmy
dostępni? Technika daje nam przede wszystkim opcje ukrywania sie, kamuflowania.
Telefon posiada funkcje identyfikacji rozmówcy, wiec zawsze możemy rozmowę
odrzucić. Portale społecznościowe pozwalają nam na bycie aktywnym i jednocześnie
niewidocznym. Obserwujemy, ale nie uczestniczymy w tym. Jesteśmy wśród ludzi,
ale tak naprawdę nas nie ma. Udostępniamy mały margines swojego życia, milimetr,
który wystarczy by przekonać bliskich, że u nas wszystko w porządku. Nie
zdajemy sobie sprawy jak bardzo niebezpieczne w skutkach może być takie
działanie. Jeśli ograniczamy dostęp do swojego życia i pokazujemy tylko zafałszowany
obraz, nikt nie będzie miał szansy pomóc nam, jeśli będzie taka potrzeba.
Kiedyś, przechodząc przypadkiem w okolicy domu znajomych, nie zastanawiałam się,
po prostu pukałam i wpadałam na kawę. Takie spontaniczne wizyty cieszyły, bo
każda wspólna chwila z bliską osobą, nawet nie planowana, cieszyła. Teraz żeby
spotkać się z koleżanką, trzeba się tydzień wcześniej umówić, a potem jeszcze
kilkakrotnie potwierdzić spotkanie mailem. Dzięki temu kiedy już ktoś nas
odwiedza, jesteśmy absolutnie przygotowani. Dom posprzątany, nienaganny makijaż,
upieczone ciasto, wszystkie problemy zamiecione pod dywan. Spotkanie przyjemne,
poprawne, pełne śmiechu i radości. Byle nie za długo. Przyzwyczajeni do
powierzchownych, sporadycznych, pustych kontaktów, nie radzimy sobie w
kontaktach prawdziwych. Jesteśmy wśród bliskich nam osób, a czujemy dyskomfort.
Gramy swoje role i w pewnym momencie jesteśmy zmęczeni udawaniem i marzymy o
tym, żeby spotkanie jak najszybciej sie skończyło. Mówimy dużo i nerwowo,
niejednokrotnie w tym samym czasie, wyrzucamy z prędkością karabinu maszynowego
bezsensowne zdania. Mówimy dużo, ale nie rozmawiamy. I zdecydowanie nie potrafimy
słuchać. Jesteśmy społeczeństwem, które jest społecznie upośledzone i nie
potrafi prowadzić dialogu. Wydajemy polecenia i manifestujemy poglądy. Nie
potrafimy mówić o swoich potrzebach, pragnieniach, uważając to za objaw słabości.
Przyjaźnie, które nawiązałam dwadzieścia lat temu, trwają i nie potrzebują być
sztucznie podtrzymywane. Zmiany, doświadczenia, czas sprawiły że są one bardziej
dojrzałe, silniejsze. Związki zawarte w kilku ostatnich latach, albo umarły
śmiercią naturalną, albo są sztucznie reanimowane. Opierają się albo na
chwilowych korzyściach, albo na poczuciu winy. Nie potrafimy tworzyć stałych
relacji i to jest coś, co niepokoi. Jeśli tak wiele zmieniło się w przeciągu
piętnastu lat, jak za kilkanaście lat będą wyglądać relacje społeczne mojego
obecnie trzyletniego dziecka? Czy nasze dzieci skazane są już tylko na przyjaźń
w cyberprzestrzeni?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz